poniedziałek, 7 kwietnia 2008

Agroturystyka na Kaszubach

Decydując sie na wypoczynek agroturystyczny może warto poznać Kaszuby? Polecam wieś Nadole:)

Nadole – wieś letniskowa położona w województwie pomorskim, w powiecie wejherowskim, w gminie Gniewino nad brzegiem Jeziora Żarnowieckiego.

W 1375 r. Michał Kunostowicz sprzedał tutejszy folwark klasztorowi w Żarnowcu i odtąd wieś pozostawała przez około 400 lat pod zarządem mniszek, najpierw cystersek, a od XVI w. benedyktynek z Żarnowca.
Po I wojnie światowej przyznano początkowo Nadole Niemcom, jednak ze względu na prawa rybackie mieszkańców oraz wyłącznie polską ludność pozostało w granicach Polski.
W 1987r we wsi powstał skansen - zagroda gburska, który obejmuje chałupę, oborę, stodołę, wozownie, piec chlebowy, studnie i kierat. Zagroda pochodzi z XIX wieku, ze wsi Kartoszyno. Raz do roku, latem, w skansenie organizowany jest Krancbal - kaszubska impreza z jarmarkiem, zabawami, pokazami regionalnej kultury i wieloma innymi atrakcjami.

Więcej znajdziesz tutaj


wtorek, 29 stycznia 2008

Polska wieś zaprasza

Słów kilka o agroturystyce...

W Polsce od niedawna coraz większą popularnością cieszy się agroturystyka- czyli odpoczynek na wsi. Powodów jest wiele aby wybrać taką formę odpoczynku m.in.
- niska cena takiego rodzaju wypoczynku, który na pewno jest tańszy niż wczasy za granicą, nad morzem lub też w górach,
- chęć spędzenia czasu w odmiennym niż dotychczas środowisku,z dala od miejskiego zgiełku,
- posiłki dla letników pochodzą z ekologicznych produktów z gospodarstwa właścicieli, są wolne od chemii i sztucznych paszy (np. mleko od krowy, chleb wiejski, miód z własnej pasieki, własne jajka, itd.);
- możliwość poznania pracy w gospodarstwie rolnym (np. pomoc przy żniwach, sianokosach, udoju bydła),
- czynny relaks - jazda konno lub bryczkami, zbieranie jagód, grzybów, kąpiel pobliskich czystych jeziorach i rzekach, wędkarstwo, samodzielny wypoczynek,
-poznanie nowych ludzi i wiejskich obyczajów, kontakt ze zwierzętami domowymi, pracami rolnymi i w ogóle wsią,
Dla rolników agroturystyka jest dodatkowym źródłem zarobku, jak i czasem pomocy ze strony gości przy gospodarstwie, tym bardziej że cieszy się coraz większą popularnością. Dzięki temu rolnicy również promują swój region, reklamują w pozostałym środowisku swoje usługi, ludność wiejska bardziej otwiera się na świat, a dzięki opowieściom turystów poznaje miejskie życie.


Sama mieszkam na mazurskiej wsi, i mam z agroturystyką styczność na co dzień, widzę jakie są jej dobre strony, jeśli miejsce u danych gospodarzy się miastowym spodoba, dobrze się poznają to przyjeżdżają do niego rok rocznie. Gospodarstwa wiejskie są dziś w prawie każdej wsi, a w okolicy również mogą znaleźć się miejsca godne odwiedzenia. Powodzenie agroturystyki w największym stopniu zależy od położenia geograficznego wsi, największym powodzeniem cieszą się takie gospodarstwa jak w mojej okolicy na Warmii i Mazurach, wśród dużej ilości jezior i rzek i lasów, z dala od miasta i zanieczyszczeń. Warmia i Mazury są zaliczane do zielonych płuc Polski, czyli najczystszego regionu środowiskowego. Dlatego też pochodząc ze wsi, polecam znane mi walory.

"W regionie mazursko-suwalskim i województwie małopolskim znajduje się najwięcej gospodarstw agroturystycznych. Na Mazurach znajdują się gospodarstwa o wyższym standardzie, aniżeli w innych regionach kraju. Są to kwatery nastawione szczególnie na turystów niemieckich i bogatszych Polaków. Suwalszczyzna charakteryzuje się standardem niższym niż Mazury, ale jest on wyższy niż w Polsce centralnej." Źródło.

Gospodarze przygotowują do dyspozycji gości całe domy, lub wynajmują pokoje w swoim domu. Najczęściej są one niewielkie, wygodnie mieszczące 1 - 2 rodziny. Obiekty wiejskich gospodarstw mają rozległe, bezpieczne podwórza, kąciki wypoczynkowe dla rodzin, miejsca na rozpalanie ognisk czy grillowanie. Agroturystyka jest napewno bezpieczniejszą formą wypoczynku niż podróżowanie i nadaje sie dla wszystkich ludzi bez względu na wiek, ma same dobre strony wypoczęcia, na świeżym powietrzu i w spokojnych miejscach. Choć najlepiej jest wybrać tą formę w porze letniej niż zimowej.:)

środa, 2 stycznia 2008

Agroturystyka zimą w Austrii

Austriaccy gospodarze oferują barwną różnorodność: carving i wtulanie się w domowe zacisze, bliskość zwierząt, trasy narciarskie i całą masę uciech dla dzieci


Krowy, koty, karesy, kominek: zimowy urlop w gospodarstwie to moc niezapomnianych przeżyć. W Austrii mamy w tej dziedzinie 3.400 różnych możliwości. Tylu właśnie gospodarzy przyłączyło się do austriackiego zrzeszenia agroturystycznego "Urlaub am Bauernhof" ("Urlop w gospodarstwie"). Mają oni do zaoferowania imponującą róznorodność, która z biegiem lat spotyka się z coraz większym zainteresowaniem ze strony rodzin.

Komfortowe apartamenty, przytulne pokoje, kameralna atmosfera gwarantująca dobre samopoczucie, zdrowe powietrze, wspaniałe widoki, zwierzęta w gospodarstwie, domowe wyroby i do tego tradycyjna gościnność, która sprawia, że goscie natychmiast wczuwają się w wiejski styl życia. Do tych elementów, stanowiących podstawę powodzenia, zimą dołączają dalsze zalety: wiele gospodarstw znajduje się w ośrodkach i na terenach narciarskich, w niektórych narty można przypinać już przed drzwiami domu. Jeszcze inne dysponują własnym wyciągiem - to idealne rozwiązanie dla uczących się maluchów i tych, którzy dopiero w późnym wieku poczuli chęć nauki jazdy na nartach. Narciarze klasyczni uważają gospodarstwa za idealną bazę wypadową na długie wyprawy w teren, ponieważ w większości przypadków trasa biegowa przebiega w pobliżu lub tuż obok gospodarstwa.

Zima w austriackim gospodarstiwe to jednak coś więcej niż tylko trasy biegowe i zjazdowe. Nie zapominajmy o wspaniałych szlakach pieszych, które można przemierzać rozkoszując się krystalicznie czystym powietrzem. Saneczkarstwo też zajmuje wysoką pozycję na liście ulubionych zajęć. Niektóre obiekty posiadają własne tory saneczkowe. Natomiast obiekty specjalizujące się w ofercie jeździeckiej zimą także proponują wyprawy w siodle i przejażdżki bryczką.

Zimą gospodarstwa fascynują przysłowiowym wręcz ciepłem rodzinnego gniazda. Następują nieoczekiwanie zmiany - oczywiście w pozytywnym sensie - światowi mężczyźni zasiadają na zydelkach, a przebojowe kobiety sięgają po ręczne robótki. Niepowtarzalny nastrój tworzy ogień wesoło trzaskający w kominku, aromat pieczonych jabłek, świeży wiejski chleb, i wiele innych regionalnych przysmaków. Mikroświat gospodarstwa roztacza wyjątkową atmosferę i to szczególnie o tej porze roku. Jest ona naznaczona przez tradycję, zwyczaje i tętniące życie wspólnoty wsi. Gość staje się częścią nowej rzeczywistości, a fakt ten pociąga konsekwencje w postaci zmiany rytmu życia.

Gospodarstwo wiejskie jest prawdziwym zimowym rajem dla dzieci. Po intensywnej zabawie na śniegu stodoła przyciąga dzieci wprost magiczną siłą. Mogą się przyglądać dojeniu, głaskać zwierzęta, życzyć dobrej nocy królikom i przyjrzeć się jak rośnie cielaczek - codziennie mogą odkryć coś nowego.

3.400 austriackich gospodarstw to 3.400 okazji do spędzenia udanego pod każdym względem urlopu. Wszystkie obiekty mają swój profil. Niektóre się wyspecjalizowały i wspólnie tworzą szczególne grupy ofertowe: 66 gospodarstw bio i zdrowotnych, zamieszczonych we wspólnym katalogu, otwiera podwoje świata relaksu i dobrego samopoczucia. W skład oferty wchodzą: masaże, łaźnie, kąpiele w sianie i serwatce, kuracje wodne metodą dr Kneippa oraz dalekowschodnie techniki medytacji. Ofertę uzupełnia specjalnie dobrany do danego obiektu program sportowy i rekreacyjny.

Miłośnicy jazdy konnej z pewnością dokonają słusznego wyboru decydując się na jeden z obiektów specjalizujących się w jeździectwie. Gospodarstwa dla dzieci i niemowląt nastawione są na wypoczywające rodziny z dziećmi. Oznacza to, że w pokojach znajduje się odpowiednie wyposażenie łącznie z elektroniczną nianią, a w hotelu - pokój lub kącik zabaw, plac zabaw, dużo małych zwierząt, opieka dla dzieci, możliwość zrobienia prania oraz możliwość przygotowania niemowlęcych posiłków. Pewna grupa obiektów wydaje również katalog, w którym są zamieszczone domy dostosowane dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich. Twórcza wymiana myśli tam gdzie inni odpoczywają - to krótka charakterystyka oferty obiektów z możliwością zorganizowania seminariów. Jasne, funkcjonalne sale seminaryjne, flipcharty, ścianki do ekspozycji, epidiaskopy i wiele innych urządzeń należy do wyposażenia tych obiektów, które chcą umożliwić kreatywne spędzenie czasu.

Każda z grup specjalistów prezentuje szczegóły swej oferty w odrębnym katalogu. Ponadto oferta znajduje się w 8 katalogach podzielonych wg. landów, które przedstawiają pełną ofertę 3.400 gospodarstw. Wszystkie katalogi dostępne są nieodpłatnie w austriackim stowarzyszeniu krajowym "Urlaub am Bauernhof" ("Urlop w gospodarstwie").

Zamawianie katalogów i informacja: Agroturystyka w Austrii - Urlaub am Bauernhof in Österreich, A-5020 Salzburg, Gabelsbergerstr. 19, Tel. 0043-662-880202, Fax 0043-662-8802023, E-Mail: office@farmholidays.com, www.agroturystyka-austria.pl

niedziela, 16 grudnia 2007

Święta na wsi

Coraz częściej tęsknimy za tradycyjnymi Świętami. Szukamy sposobów aby przeżywać ja tak jak nasi przodkowie, jednak trudno nam tak tylko z opisów wprowadzić pewne zmiany w naszym przeżywaniu Świat, wiec może warto osobiście zasmakować tradycji? Dobrym sposobem wydaje mi się wybranie się na Święta do jakiegoś gospodarstwa agroturystycznego. Coraz więcej tych gospodarstw ma w swojej ofercie właśnie pobyt w Święta wraz z tradycyjną Wigilią.
Święta w gospodarstwie agroturystycznym są wspaniałą ofertą dla zapracowanych rodzin, w których po prostu nie ma kiedy zająć sie przygotowaniami tradycyjnych dań. Jest to wspaniała oferta również dla rodzin z małymi dziećmi, których żywiołowość nie pozwala na spędzanie całych dni w kuchni oraz dla młodych małżeństw które dopiero szukają sposobów na spędzanie wspólnych Świat, pomysłów na ich organizację.

Boże Narodzenie na ziemi łowickiej

Boże Narodzenie po Łowicku…

Łowicz kojarzy nam się z wielobarwnym strojem, kolorową wycinanką, niezwykłą procesją Bożego Ciała. To wszystko składa się na nasze dziedzictwo kulturowe, które przekazywane jest z pokolenia na pokolenie. Nie wielu jest jednak, którzy znają Łowicz z tej drugiej strony, a więc z dawnych łowickich zwyczajów i dorocznych obrzędów, które należy zachować dla potomnych.

Do jedynych i wyjątkowych w swoim rodzaju należą zimowe zwyczaje i obrzędy, które obejmują okres od początku grudnia do „ostatków” czyli mniej więcej do końca lutego. Najliczniejsze, najbardziej różnorodne i wymowne są obrzędy związane ze świętami Bożego Narodzenia. Jak dobrze wiemy Boże Narodzenie przypada w okresie zimowego przesilenia dnia z nocą i jest na ziemi łowickiej – dawnego Księstwa Łowickiego szczególnie uroczyście obchodzone.

Cały cykl obrzędowy rozpoczyna się od Wigilii (24 grudnia), a kończy w dzień Trzech Króli (6 stycznia). Łowicka obrzędowość przyjęła wiele z wierzeń świata klasycznego i poddała się potężnemu wpływowi wierzeń chrześcijańskich. Wierzono, że podczas tych wyjątkowych świąt kończy się stary rok, a zaczyna nowy – rok nieznany, niepewny. Należało dobrze się do tej chwili przygotować, tak by był to rok dobry, pomyślny, szczodry.

Przygotowywania trwały już od Wigilii, w Boże Narodzenie, świętego Szczepana. Wykonywane praktyki i zabiegi miały na celu zapewnienie ciągłości wegetacji i dobrego urodzaju. Dlatego też stosowano różnorodne czynności jak np. obsypywanie ziarnem, święcenie wodą święconą, składanie życzeń, pisanie odpowiednich znaków w domu itp.

Charakter świętom nadawały również różne wróżby i przepowiednie. Od pierwszego dnia świąt praktykowano wróżby pogody na nadchodzący nowy rok, (każdy dzień do Trzech Króli to dwanaście miesięcy) długości życia, czy nawet wróżby matrymonialne gdyż był to okres szczególnego oddziaływania sił nadprzyrodzonych.

Wigilia Bożego Narodzenia w łowickiej tradycji – 24 grudnia

Jest to najważniejszy j najbardziej uroczysty dzień w roku. Na świat przychodził Jezus Chrystus Zbawiciel Świata, który miał go zmienić na lepszy. To wydarzenie odczuwali nie tylko ludzie, ale i cała przyroda. Dzień nadzwyczajny, który wyśmienicie nadawał się do wróżb. Wierzono, że ma wpływ na przyszłość człowieka, rodziny, gospodarstwa. „Jaka wigilia, taki cały rok” – mawiano. Z zachowania domowników wróżono, jacy będą w przyszłym roku.

Piękno świąt Bożego Narodzenia na ziemi łowickiej ukazał w swojej powieści „Chłopi” Władysław Reymont. Warto o tym pamiętać, bo wiele z tych zwyczajów nie kultywuje się.

Dzień wigilijny upływał głównie na przygotowywaniu przez gospodynie wieczerzy i odpowiednim przybraniem izby. Wykonane w ciągu roku na tę okazję wycinanki, bukiety kwiatów i pająki kończono umieszczać na ścianach i belkach stropowych u sufitu oraz na ołtarzyku. Gospodarz przynosił z lasu gałęzie jałowca lub sosny (rzadziej świerku) i umieszczał je na stole – ołtarzyku lub wieszał u sufitu nad stołem, ozdabiając je łańcuchami zrobionymi z kolorowego papieru i cukierkami.

Gałęzie jako symbol życia należało trzymać w domu aż do Trzech Króli, a następnie spalić, ale nie wyrzucać ponieważ w święta nabierały sakramentalnego charakteru. Na stole wigilijnym rozścielano siano, które nakrywano białym obrusem. W późnym okresie zawiązywano je w szmatkę i supłem kładziono na obrusie. Na siano układano opłatki. Obowiązkowo w kącie izby lub pod stołem umieszczano snopek słomy, a w niektórych wsiach garść niewymłóconego żyta.

Siano i słomę przynoszono do domu na pamiątkę narodzin Jezusa. Gdy pojawiała się pierwsza gwiazda zasiadano do wigilijnej wieczerzy. Uczta wigilijna miała wszystkich łączyć. Pamiętano więc o nieobecnych, jak i o zmarłych niedawno członkach rodziny. Wspominano ich, a przy stole zawsze zostawało jedno wolne miejsce.

Wierzono, że duch zmarłej osoby uczestniczy w wieczerzy wigilijnej. W niektórych wsiach obowiązywał zasada, a w właściwie zwyczaj zaproszenia do wspólnego stołu kogoś na wieczerzę lub osobę, z którą gniewano się. Należało się z nią wtedy pogodzić. Tak bywało np.: w Bednarach. Tradycyjnie jak i we wszystkich polskich domach wieczerzę zaczynano od łamania się opłatkiem. Najczęściej rozpoczynał gospodarz – głowa rodziny, a gdy jego nie było gospodyni – matka brała opłatek i dzieliła się kolejno od najstarszych poczynając.

Wypowiadano przy tym życzenia: „abyśmy wszyscy szczęśliwie doczekali drugiej wigilii i wszystkim dobrze się wiodło”. Następnie wspominano zmarłych członków rodziny mówiąc: „byli, a już ich nie ma pośród nas”. Dlatego tez początek uroczystej kolacji był nader poważny i smutny. Przygotowywana wieczerza musiała być zawsze postna, a potraw musiało być na niej i nie do pary, a najlepiej dziewięć.

Po podzieleniu się opłatkiem podawano wpierw śledzie z kartoflami lub chlebem, następnie kapustę z grochem lub grzybami i olejem oraz kluski „kłosy”. Były to kluski tulane, a ich długość dochodziła do kilkunastu centymetrów. Dalej przynoszono kompot z suszonych owoców (gotowany z jabłek, śliwek, gruszek), pączki smażone na oleju i herbatę. W zamożniejszych gospodarstwach bywał podawany barszcz czerwony, pierogi z serem, i ryż na gęsto. Smażona ryba należała do wyjątków i pojawiała się tylko w tych wsiach gdzie był staw czy rzeka.

Po spożyciu wieczerzy gospodarze zanosili bydłu kolorowe opłatki – różowe, zielone, niebieskie, wkładając je w przekrojone na pół ziemniaki, wierząc, że uchroni to bydło od chorób, zarazy i nieszczęść. Powszechnie mówiono, że zwierzęta w ten jedyny wieczór w roku o północy mówią ludzkim głosem. W niektórych wsiach opłatek podawano również, owcom, koniom, kurom i nie w wigilię, ale w Boże Narodzenie lub św. Szczepana, a nawet w Nowy Rok.

Resztę wieczoru spędzano w domu, śpiewając kolędy, a następnie starsza młodzież i dorośli szli na uroczystą pasterkę do kościoła.

Zwyczaje i obrzędy Wigilijne.

Do zwyczajów i obyczajów wigilijnych przywiązywano niezwykłą wagę.
Pierwszą i ważną wróżbą stanowiło wierzenie kto pierwszy przestąpi próg domu. W większości wsi uważano, że jeżeli dom nawiedzi pierwsza kobieta będzie to zapowiedź powodzenia przez cały rok, a zacielone krowy urodzą cielaczki, a jeśli pierwszy przybędzie mężczyzna to zapowiedź klęsk i niepowodzeń, a krowy urodzą byczka.

Rano należało wcześnie wstać i umyć się w rzece, aby być zdrowym i ładnym. Jeżeli w pobliżu nie było rzeki to kąpiel odbywała się przy studni w wodzie nalanej do koryta. Przez cały dzień trzeba było być pogodnym, uśmiechniętym, uprzejmym, nie kłócić, nie gniewać, dobrze pracować przy przygotowaniach wieczerzy wigilijnej.

Przepowiednia długiego życia zależała od tego kto jakiej wielkości wyciągnął źdźbło siana spod obrusa w czasie wigilijnej wieczerzy. Oczywiście nie mogło zabraknąć wróżb dla młodych panien, związanych z zamążpójściem. W ciągu dnia dziewczęta wróżyły sobie z liczby przyniesionych drewek na opał. Liczba parzysta oznaczała rychłe wyjście za mąż. Przyszły mąż czy swaty miały nadejść z tej strony, w którą upadło upuszczone niechcący drewko lub w którą stronę zwróciła się spalona zapałka. Wieczorem zaś dziewczęta uważały, z której strony zaszczeka pies i z której odpowie echo na wołanie – „Hop, hop gdzie jest mój chłop”.

Przed pójściem spać dziewczęta kładły pod poduszkę kwiatek, różaniec oraz kartki z imionami męskimi. Rano, po obudzeniu się wkładały rękę pod poduszkę, wyciągając pierwszy napotkany przedmiot. Jeśli wyciągnęły kwiatek to oznaczało to szybkie zamążpójście, różaniec staropanieństwo, a kartka imię przyszłego męża.

Wiele wróżb odnosiło się również do nowych urodzajów: niebo gwiaździste było zapowiedzią „nieśnego roku” czyli kury będą znosić dużo jaj, niebo pochmurne to mleczny rok czyli krowy będą dawać dużo mleka, sadź na drzewach to urodzaj w sadach, zaś wykruszone ziarenka z siana położonego na stole to dobry urodzaj w polu. Taką samą rolę spełniał snopek słomy przyniesiony na wigilię do izby oraz kluski „kłosy” podane do wieczerzy. Im dłuższe tym większe kłosy u zbóż np. u pszenicy.

Urodzaj w sadach zapowiadały tez zawiązywane opaski ze snopka słomy z izby na pniach drzew przez gospodarza. Wypowiadano przy tym: „winszuję ci drzewo na jutrznię wstać, bo się Chrystus narodził”. Opaski zawiązywane były albo zaraz po wieczerzy wigilijnej lub po północy. Z przepowiedniami łączy się także wróżby pogody. Od Bożego Narodzenia do Trzech Króli przepowiadano pogodę poprzez kolejnych dwanaście dni, tyle ile rok ma miesięcy. Oznaczało to jak będzie pogoda w przyszłym roku.

Przysłowia:

* Jakiś w Wigilię, takiś cały rok
* Adam i Ewa pokazują, jaki styczeń i luty po nich następują.
* W dzień Adam i Ewy daruj bliźniemu gniewy.
* Boże narodzenie po wodzie, Wielkanoc po lodzie.
* Na Boże Narodzenie weseli się wszystko stworzenie
* Narodził się Syn Boży: co rok, to gorzej.
* Zielone Boże Narodzenie, biała Wielkanoc.

Boże Narodzenie – 25 grudnia

To bardzo uroczyste i rodzinne święto. Uważano, iż należy je spędzać w domu, nie odwiedzać nikogo i nie przyjmując nikogo u siebie. Kolędnicy tego dnia również nie chodzili. Po porannej mszy bądź po sumie z przyniesioną tego dnia wodą święconą gospodarz święcił dom, wszystkich domowników, obejście gospodarskie i sad.

Resztę wody wlewano do studni „żeby w wodzie robaków nie było”. Powyższy zbieg miał uchronić wszystkich domowników od nieszczęść i sprowadzić błogosławieństwo. W niektórych wsiach wypowiadano przy tym słowa: ”Niech wszystkie szatany wyjdą z domu, a niech zostanie samo dobro”.

Święty Szczepan – 26 grudnia – II dzień Świąt Bożego Narodzenia.

Po dwóch dniach rodzinnego świętowania następował dzień Świętego Szczepana, dzień bardzo wesoły obfitujący w wiele zwyczajów. To właśnie wtedy kolędnicy rozpoczynali swoje wędrówki po wsi. Na wsiach panował zwyczaj przynoszenia do Kościoła owsa, który poświęcał ksiądz. Po nabożeństwie ziarnem obsypywano się wzajemnie, ciskając również i w księdza, ale bardziej obsypywano dziewczęta. Zwyczaj ten czyniono na pamiątkę ukamienowania świętego Szczepana.

W według podań ludowych był to środek magiczny, mający zapewnić pomyślność, bogactwo, urodę i powodzenie. W niektórych wsiach oprócz owsa przynoszono również groch. Cześć poświęconego owsa gospodarze podawali koniom i kurom „na szczęście i żeby nie chorowały” a resztę zachowywano do wiosennych siewów.

W niektórych parafiach uważano do święcenia owsa nie wolno było pożyczać i odwrotnie poświęconego. Były też parafie, w których gospodarz wracając z poświęconym owsem szedł prosto na pole i nie oglądając się za siebie i w żadną stronę, co kilka kroków rzucał na ziemię parę ziarnek owsa i mówił: ”uciekaj podły czorcie z ostem, bo święty Szczepan idzie z owsem” – maiło to zapewnić urodzaj bez chwastów. Tego dnia we wszystkich wsiach godzono parobków.

Jeśli zdarzyło się, że gospodarz umówił sobie parobka już przed świętami to w św. Szczepana przyprowadzał go, a nawet przywoził do domu swojego. Parobcy byli tego dnia najważniejsi we wsi, nie pracowali, mogli szeroko chodzić drogą. Gospodarze ustępowali im z drogi. Na pracę w nowym roku otrzymywali zadatek. Miejscem umów był dom rodzinny parobka lub gospodarza, który potrzebował parobka do pracy. Po południu we wsi była „muzyka”, na której przede wszystkim bawili się parobcy.

Oni tez godzili muzykantów i ponosili koszty z tym związane. Gospodynie również w tym dniu godziły dziewki. W celu wypróbowania charakteru przyszłej pracownicy, gospodyni przed jej przyjściem kładła na progu miotłę, jeśli dziewczyna podniosła ją to oznaczało, że w pracy będzie porządna i czysta, a przede wszystkim nie leniwa. Natomiast gospodarz kładł w progu stajni snopek słomy, jeżeli parobek podniósł go to świadczyło to o nim dobrze. Chętnie takich parobków przyjmowano.


Przygotował:
Michał Zalewski
Wydział Promocji, Kultury, Sportu i Turystyki
Urząd Miejski w Łowiczu

źródło: http://lowicz.eu

Wigilia na Żywiecczyźnie

Wigilia Bożego Narodzenia (24 grudnia) w Beskidzie Żywieckim - podobnie jak w innych regionach Polski - jest uznawana za najbardziej niezwykły dzień roku, kiedy wszystko to, co na pozór codzienne, nabiera niecodziennego znaczenia, stając się magicznym punktem odniesienia pozwalającym przewidywać - a w pewnej mieżrze także wpływać na to - jak potoczą się sprawy gospodarcze i losy poszczególnych członków rodziny. Służy temu cały ukształtowany przez wielowiekową tradycję system wierzeń i obrzędów, zwyczajowych nażkazów i zakazów, wróżb i praktyk o charakterze religijnym i religijno-magicznym. Regionalne przysłowie mówi:, "jaka wigilia - taki cały rok". Dlatego w tym dniu nie wolno ociągać się z robotą, kłócić się ani przeklinać. Gdy dopisała pogoda powtarzano z zadowoleniem: "Jak we wigilie jasno, to w stodole ciasno" - będą dobre urodzaje. Symboliczżne słowa wypowiadane w dobrej intencji nabierały pozytywnej mażgicznej mocy. Analogicznie zatem jak na Tomę winszował każdy, kto wchodził do domu. Już od świtu chłopcy przychodzili zawinszować sążsiadom z placu5, chrzestnym rodzicom i krewnym, a dzieci z biedniejższych rodzin biegały po całej wsi, "bo chciały coś sobie zarobić". A jako że "wigilia to jest szczodry dzień", wszędzie małym gościom daważno jabłka, cukierki lub parę groszy.

Przygotowanie drzewka wigilijnego

Jeszcze przed wschodem słońca gospodarz szedł do lasu po wigilijne drzewko, zwane powszechnie położnicą, ścinając przy tej sposobnożści także wierzchołki mniejszych jodełek, przeznaczone do ozdobienia świętych obrazów w izbie oraz do zatknięcia w szopie dla bydła. Przyżniesione drzewka pozostawały w sieni, dopóki nie zdjęto ubiegłorocznej połaźnicy ze strychu a gałązek zza obrazów, przemawiając do nich w trakcie tej czynności: "wychodź gościu stary, bo tam pójdzie nożwy...". Następnie połamane suche gałązki zapalano pośrodku izby - bezpośrednio na klepisku lub na brytfannie - i wszyscy grzali nad ogniem ręce i bose stopy, "żeby ich nie bolały, żeby nogi nie obierały, jak będą chodzić boso, żeby byli zdrowi". Po tym profilaktycznym zażbiegu zdrowotnym zapalano przed domem stare drzewko, a dzieci jak najspieszniej obiegały z nim sad, "bo trzeba było obgonić z ogniem wszystkie goje [drzewa], żeby dobrze rodziły". Wreszcie przychodziła pora, kiedy ojciec rodziny uroczyście wnosił do izby nowe drzewko, winszując przy tym: "Na scyńćci! Na zdrowi! Na tom świyntom wilijom! Żebyście byli zdrowi, weseli, jako w niebie janieli!" i kończąc te życzenia nieodzownym potrójnym podskokiem. Po winszowaniu można już było wigilijne drzewko ubierać i zawieżsić pod powałą w rogu izby. Z początkiem stulecia wieszano na nim tylko jabłka i kulisty świat - symboliczną ozdobę wyklejoną z opłatżków. Nieco później także ciastka wyciskane z foremek, orzechy, kwacki (karpiele) w kolorowych bibułkach, kostki cukru owinięte staniolem, cukierki i papierowe łańcuchy. Z czasem tradycyjna wisząca połaźnicą zaczęła ustępować na rzecz stojącej choinki ozdabianej na wzór miejżski fabrycznymi świecidełkami. Obecnie coraz częściej w domach góżrali żywieckich w miejsce pachnącej lasem jodełki pojawiają się sztuczżne, plastikowe drzewka.

Przygotowanie stołu wigilijnego

Po dzień dzisiejszy natomiast powszechnie zwraca się uwagę na trażdycyjne przygotowanie stołu wigilijnego, na którym rozkłada się grubą warstwę siana, "żeby Panu Jezuskowi było miękko" - jak tłumaczą jedni, lub "żeby siano w przyszłym roku było bogate" - jak powiażdają inni. Do siana kładzie się owies w chusteczce, dosypywany późżniej do ziarna siewnego na urodzaj. Wkłada się także pieniądze - nieżgdyś srebrne monety, obecnie całe portfele - "żeby przez cały rok nie brakło w domu pieniędzy". Dawniej wkładano także główki czosnku i cebuli, aby domownicy byli tak samo krągli i zdrowi. Wszystko to rażzem nakrywa się lnianą płachetką do siocia, a obecnie także obrusem. Na nakrytym stole musi leżeć bochen swojskiego chleba, niekiedy zaś nawet cztery bochenki w czterech jego rogach "żeby ze wszystkich czterech stron świata dar boży szedł do domu. Obok chleba leżą opłatki dla ludzi i dla zwierząt inwentarskich, stoją miseczki z miożdem i z masłem oraz leżą łyżki, w tym "jedna zbytna dla przybysa", czyli niespodziewanego gościa. Przygotowuje się także świece dla wszystkich uczestników wieczerzy.

Pod stołem stawia się koszyk z dorodnymi ziemniakami a częstokroć także z kwakami, burakami pastewnymi, marchwią i pietruszką, które hoduje się na nasieżnie. Tradycja nakazuje bowiem, aby przy wigilijnym stole było "wszyżstko, co się sieje i co się sadzi, żeby Pan Bóg opatrzył", gdyż wszystko, co ma kontakt z tym stołem, "święci się" w trakcie wieczerzy, zyskując tym samym szczególną wartość.

Ten tradycyjny model przygotowania stołu, aktualny po dziś dzień, powoduje, że i sam przeżbieg wieczerzy wiernie nawiązuje do tradycji regionalnych i lokalnych, o rodowodzie sięgającym niejednokrotnie w bardzo odległą przeszłość.

Wieczerza wigilijna

Gdy na niebie zabłyśnie pierwsza gwiazda, gospodarz idzie do szożpy, aby krowom, koniom i owcom dać chleb z opłatkiem i najlepsze siano. Trzeba bowiem, "żeby zwierzęta jadły w tym samym czasie co ludzie i chwaliły gospodarza", jako że "we wilije w nocy krowy godają i wszystka zwierzyna gado".

We wszystkich badanych wsiach przedstawiciele najstarszego pokoleżnia pamiętają, jak bezpośrednio przed wieczerzą zapraszano do wspólżnego stołu dusze zmarłych członków rodziny oraz inne nieznane, a błążkające się w tę noc duchy. Z myślą o duszach zmarłych lub o jakimś bliżej nieokreślonym ewentualnym przybyszu-wędrowcu zawsze na stole kładziono dodatkożwą łyżkę, a wspólną modlitwę przed posiłkiem kończono odmawiając trzykrotnie "Wieczne odpoczywanie...".

Przy wieczerzy najważniejszą rolę pełnił najstarszy mężczyzna, dziażdek lub ojciec rodziny. On pierwszy brał ze stołu opłatek, maczał go w miodzie i po starszeństwie dzielił się nim z wszystkimi obecnymi. Dawżniej odbywało się to w milczeniu. Obecnie opłatkiem dzieli się każdy z każdym, składając sobie nawzajem życzenia dowolnymi słowy. Po tej ceremonii wszyscy siadali i wieczerza rozpoczynała się od chleba. Był to z reguły chleb pieczony w domu. Nosił miano "godniego chleba" i traktowany był jak świętość. Napoczynając bochenek gospodarz najpierw odkrawał z niego piętkę, zwaną okrajkiem, wycinał z niej miękki śrożdek, w wydrążenie wciskał opłatek i przykrywał go na powrót wykrożjoną ośrodka. Tak przysposobiony godni okrajek wkładał do siana, pod płachtę przykrywającą stół. Okrajek pozostawał tam przez całe święta, po czym przechowywano go z wielkim pietyzmem, wierząc, że w ciągu roku pomoże w różnych potrzebach: pokruszony do ziarna siewnego ożywi jego siłę wegetacyjną i uchroni plony od klęsk żywiołowych, a zmieszany z kadzidłem przed pierwszym wiosennym wypasem zapewżni pomyślny chów bydła. Z początkiem stulecia, gdy we wsiach góralżskich panowała wielka bieda, godni okrajek stanowił kwintesencję czci, jaką w kulturze ludowej chleb był darzony.

Odłożywszy okrajek do siana, gospodarz rozdawał wszystkim po starszeństwie kolejne kromki. Należało je grubo smarować masłem, "żeżby się krowy dobrze doiły, żeby cały rok było grubo". Dalej następożwały potrawy wigilijne, których wraz z chlebem powinno być 12, "bo było dwunastu apostołów", a w ich skład wchodziło "wszystko co się w polu rodziło". Z każdej potrawy pierwsze trzy łyżki gospodyni odżkładała do skopca, przeznaczając je dla krów, a jak wspominają w Żabnicy, także dla wilka.

Mniej więcej do czasów drugiej wojny światowej wieczerzę wigilijną powszechnie spożywano ze wspólnej miski, a i obecnie z szacunku dla tradycji wiele rodzin postępuje tak samo. Jadłospis współczesny też niewiele różni się od dawnego, jakkolwiek wzbogacił się o smażone ryby słodkowodne i różne rodzaje słodkich ciast. Wedle tradycji każżdej potrawy należało skosztować.

W trakcie jedzenia rozmowy powinny toczyć się wyłącznie wokół upraw polowych. W ogóle, przez cały czas tego obrzędowego posiłku obowiązywały szczególne wzory zachowań. A więc nie wolno było wstawać od stołu, by nie spowodować tym śmierci swojej lub kogoś ze współbiesiadników. Właśnie dlatego wszystkie potrawy stawiano w garnkach na ławie w zasięgu ręki, a starzy ludzie częstokroć postępują tak nadal. Przypadkowy brak jednej łyżki również komentowano jako zapowiedź śmierci w rodzinie, podobnie jak upuszczenie łyżki na ziemię. O życiu śmierci wróżono też z ognia i dymu wigilijnych świec. Jeśli świeca pażta się jasnym, równym płomieniem, jej właściciel mógł oczekiwać zdrowo przeżytego roku, podczas gdy migotanie i szybkie spalanie się świecy wróżyło chorobę lub śmierć. Po wieczerzy wszyscy dmuchali na swoje świece i obserwowali dym. Gdy unosił się prosto w górę oznaczał zdrowie, natomiast ścieląc się ku ziemi lub ku drzwiom zapowiadał śmierć.

Wieczerza kończyła się wspólną modlitwą dziękczynną za przeżyty rok i prośbą o pomyślność w nowym roku. Po niej przychodziła pora i kolejne wigilijne wróżby i praktyki magiczne. Kawalerowie wychodzili przed dom, aby postrzelać z batów. Gdy było kilka panien w domu wróżyły, która pierwsza z nich się wy-a, przestawiając przez izbę do progu trzewiki, analogicznie jak w wigilię św. Andrzeja.

Wróżby wigilijne

Najpopularniejsze wróżby, które przetrwały do czasów obecnych - choć głównie dla żartu - polegały na nasłuchiwaniu przed domem, jakie odgłosy i z której strony dobiegną. Śpiew, muzyka, rżenie konia zapowiadały rychłe wesele; stukot (np. zatrzaskiwanych drzwi) - pogrzeb; strzelanie (np. z bata) - wojnę, a szczekanie psa wskazywało, której strony zjawi się narzeczony. W czasach jeszcze nieżco odleglejszych gospodarz przewiązywał się płachtą, do której wkładał chleb, i tak przyodziany chodził naokoło domu, kreśląc ponad drzwiami i oknami budynku mieszkalnego oraz na wrotach stodoły i szopy dla bydła krzyżżyki poświęconą kredą. Zabieg ten miał na celu zabezpieczenie całego dobytku przed wszelkim złem zagrażającym z zewnątrz. Noc wigilijna pełna była bowiem tajemnic i cudów. Ludzie opowiadali, że "wszyjskie bydlęta gadają ludzkim głosem, krowy, konie, barany. Tak ludzie powtarzali, ale nikt tego nie słyszał". Opowiadali także, że o samej półnożcy woda zamienia się w wino. Starsi dobrze jeszcze pamiętają, jak po tę wodę biegli ludzie z putniami do studni. W domu trzeba było się jej napić, a rankiem w Boże Narodzenie "wszyjscy się w tej wodzie myli. Kładli do niej piniądz srebrny - głowa do góry, orzeł w dół. Myli się, żeby byli zdrowi.

źródło: http://www.lo-zywiec.pl/

czwartek, 15 listopada 2007

Agroturystyka góry zimą

Agroturystyka zimowa, nawet w najlepszych warunkach, jest niewspółmiernie trudniejsza od letniej. Wymaga ogromnej kondycji fizycznej, związanej ze znacznie większym (tuż latem) wysiłkiem przy przemieszczaniu się po śniegu. Czas zejścia poszczególnych tras może być wielokrotnie (3-5 razy) dłuższy, w podany w przewodnikach. Łatwiej zgubić drogę, gdyż liczne znaki wytyczające szlaki, znajdują się śniegiem. Tylko w niektórych miejscach orientację ułatwiają, drewniane tyczki. Ze względów bezpieczeństwa często wręcz nie należy korzystać z letnich szlaków.

Pogoda zmienia się zimą tak samo szybko jak latem, jednak zimą zmiany te są o wiele niebezpieczniejsze. Szczególnie niebezpieczna jest mgła, zacierająca różnice między pokrywą śniegu i powietrzem: wszystko wokół wygląda jednakowo, nie widać nawet, czy tuż pod nogami znajduje się krawędź przepaści! Zimą łatwo o odmrożenia i uszkodzenia wzroku promieniami słońca, odbitymi od powierzchni śniegu. Przymusowe biwaki, spowodowane zgubieniem drogi i koniecznością przeczekania nocy, często kończą się tragicznie. O tym wszystkim warto pamiętać przed podjęciem decyzji o wyruszeniu zimą na górskie szlaki.